poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział XVI

No i jest kolejny xd powiem, tylko, że następny pojawi się w niedziele/poniedziałek. Zalezy czy bedzie internet czy nie xd
***
Poszliśmy do samochodu. Chłopacy mieli już być w centrum handlowym. My jak zwykle ostatni. No bo przeciesz pan idealny(czyt. Ashley Purdy) musiał zapomnieć kluczyków. Kiedy dojechaliśmy na podziemny parking znaleźliśmy jakieś miejsce do parkowania i po dziesięcu minutach szukaliśmy chłopaków.
-Choć do jakiegoś skelpu z żelkami- mruknęłam troche zmęczona tym całym gwarem i wszystkimi osobami które się wszędzie kręciły.
- Po co? Chcesz lizaka? - Ash uśmiechnął sie łobuzersko
- Zboczuch!
- Ja tylko proponuje zwykłego lizaka! To ty masz skojażenia.
Ratucie mnie. On jest w stu procentach nienormalny. Jednak mnie posłuchał bo kierowaliśmy się w stronę sklepu ze słodyczami. Raczej nikt by nie zgadł że CC ma więcej niż dziesięć lat. Skakał pomiędzy szufladkami z różnego rodzaju żelkami.
- Andyyy..! Moge jeszcze te? I te! Czekaj tam są jeszcze fajniejsze! Jake? Chcesz jednego? Jak chcesz to kupimy jeszcze kilka tych!
- Coma! Ogarnij sie! - Andy chyba nie miał dobrego humoru- Prosze pani? Weźmiemy wszystkie rodzaje tak po troch bo ten stary pajac z tąd nie wyjdzie.
Natasza siedziała na ławeczce i powstrzymywała śmiech.
- Tak jest zawsze? - zapytałam przyjaciółkę.
- To sie nazywa niedobór cukru. Wiesz, ile on je?
- Nie mam bladego pojęcia
-Tyle co ja ty i reszta zespołu. Oczywiście słodyczy.
-To sie nazywa zajekurna szybki metabolizm
-Cat, nie przeklinaj- upomniał mnie basista.
-Pyfff...
-Gołąbki! Ja, Andy, CC, Nat i Jake musimy raczej zrobić zakupy spożywcze. Chcecie coś? - przerwał Jinxx.
- Zrobimy później, idziemy coś zjeść- odpowiedziałam i rozeszliśmy się w przeciwne strony. Ashley delikatnie obejmował mnie w tali. Troche przytyłam i jakoś mi to nie przeszkadzało. Chłopacy byli szczęśliwi bo przecież jem! Szliśmy tak dopóki nie zauważyłam grupki osób ubranych na czarno. U jednej z nich zauważyłam naszywkę BVBARMY, u kilku innych koszulki i inne gadżety. Zlot Armi. Byłam przerażona. Jeśli nas zobaczą?
-Ash - szepnęłam i wskazałam palcem na tę grupkę ludzi
- Mała, będzie oki. Po prostu sobie teraz przejdziemy a oni nawet nas nie...- Jego wypowiedź przerwał pisk jednej z dziewczyn.
- Ashley Purdy! - wszystcy zaczęli biec w naszą stronę. Deviant przesuną mnie za siebie i przycisnął do swoich pleców. Dziewczyny i kilku chłopaków podeszło do nas.
- Moge autograf?
- Moge cie przytlić?
- Co tu robisz?
- Kiedy macie kolejną trasę?
- Kiedy nowa płyta?
Pytania były zadawane tak szybko, że Ash nie wiedział już co na nie odpowiedać. Na przemian robiło mi się gorąco i zimno. Grupa odsunelła mnie od ukochanego. Ten patrzał na mnie i nie puszczał mojej ręki. Byłam tak przerażona tym napierającym na mnie tłumemem, mimo że było to tylko kilka osób, że ledwo powstrzymywałam łzy.
- Weź go puść każdy chce go potrzymać za rękę - poczułam ostre szarpnięcie i upadłam na podłogę. Strasznie bolała mnie ręka.
- Cat! Ludzie zostawcie nas- basista przepchnął się do mnie i kucnął- jest ok misu?
- Nie.
Ash wziął mnie na ręce a ja przytuliłam go jak koala. Wtuliłam się w jego szyje i kilka łez poleciało mi po policzku.
- Idziemy coś zjeść. Reszte bandy macie w spożywczym- odgonił ludzi i w końcu byliśmy w miare sami. Ashley głaslał mnie po plecach i uspokajał.
- Następnym razem ide sam.
- Nie, nie. Już jest ok.
Makijaż troche mi się rozmazał, ale co tam. Raczej jak panda nie wyglądam. Chyba.
- Ciekawe co teraz zrobi Army. Ej musze wstawić posta na strone.
- Co? Co? Jaką strone?
- No na facebook'u. Jestem adminką na stronie BVB Army.
- Oooo... Dowiem się czym jest Andley?
- Ja nigdy tego nie pisałam!
- Nieeee...? - wystawiłam mu język i mój kochany brzuch, jak zawsze w odpowiednim momencie zaintonował pieśń głodową.
- Ktoś tu jest głodny? A ja myślałem, że nigdy tego nie usłyszę.- Ash westchnął.
- Pyfff...
- Nie pyfaj na mnie, bo to sie może źle skończyć- wyszeptał mi do ucha i delikatnie przygryzł jego płatek.
- Jak chcesz mieć mój żołądek na sumieniu to prosze bardzo-mruknełam
- Dobra KFC czy Mac?
-Eee.. Wole KFC.
- To dobrze. Bo do Mac'a bym cie nie zabrał- postawił mnie na ziemi i szliśmy za rękę. Wtedy poczułam niepewne szarpanie za rękaw. Za mną stała może czternastoletnia dziewkczyna, w czarnej koszulce, rurkach i długich glanach. Na jej ramieniu wisiała brązowa torba z przypiętymi misiami. Była śliczna. Włosy w lekkim nieładzie, ale co poradzić, w końcu jest dopiero południe. Strasznie blada twarz kontrastowała z delikatnym czarnym miakijażem i pięknym błękitem oczu.
- Moge prosić Panią o autograf? -
zapytała troche cicho podsuwając mi zwykły czarny zeszyt.
- Nie mnie powinnaś o niego prosić- dziewczyna zdawała się być tak bardzo podobna do mnie. Samotna. Z wielkimi marzeniami o które walczy i nie daje rady. Żyjąca w świecie pomiędzy dwoma słuchwakami.
- Pani pierwsza, proszę- ostatnie powiedziała już lekko błagalnym tonem
- Tylko bez tej Pani dobrze? Jak ci na imie?
- Słucham?
- No pytam jak masz na imię- Ashley stał troche zdziwiony i patrzył na nią. Dokładniej na jej...ręce? Palce. Napisane jakimś czarnym długopisem "Fidelity". Jego tatuaż.
- A to E nie powinno być w drugą stronę? - zapytał dziewczyny, która momentalnie zaczęła się plątać i natychmiast zakryła palce.
- Nie ma sie czego wstydzić. Ja kiedyś robiłam sobie "OUTLAW" na brzuchu. Gdzieś mam nawet zdjęcia- zachichotałam, tego Ash nie wiedział.
- Mam na imie Charlie. Znaczy Charlotte-zgrabne ominięcie tematu napisu na palcach. Ciekawi mnie ta dziewczynka.
- Dawaj ten zeszyt napisze ci coś- zabrałam i napisałam króciutką notkę;
"Charlie. Jesteś inna. I to widać. Bardzo podobna do mnie. Troche samotna, z osobami które cie nie rozumieją, zakochana, mająca swoje marzenia, pasje, zajęcia. Chcesz być perfekcyjna. We wszytskim co robisz. Mimo wszytsko nie zmieniaj się. Próbuj wszytskiego. Zadzwoń do mnie kiedyś" Dopisałam szybko swój numer i podałam zeszycik Ash'owi.
- Wiesz. Nie wiem co ci napisać- ten to naprawde potrafi coś palnąć w złym momęcie. W oczach dziewczyny zaczeły zbierać się łzy.
- Panda- powiedziałam do niego złoślowie, chciałam dziewczyne troche rozmieszyć. No zrobie mu taką awanture, że sie nie pozbiera.
- Przejdziesz sie z nami?
- A mogę?
- No chyba bym sie wtedy nie pytała- chyciłam ją za ręke i wcisnełam obok Ashley'a. Debil. Naprawde mam zamiar go opierdolić, ale to dopiero w domu. Szliśmy w strone KFC. Jak na moje szczęście, i oczywiście ostatnio wiecznie głodnego żołądka. 
***
Dalej do poniedziałku xd
Wyszło jakoś?

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział XV

Przepraszam, że czekacie tak długo na nowe rozdziały :c postaram sie pisac częściej...
***
* U Cat*
Chyba nie byłam na niego zła. Czułam tylko lekki dystans. Nie wiem czy do niego czy...do moich reakcji. To było takie jakby niemoje. Po wyjściu Nat zeszliśmy do kuchni i chcieliśmy zrobić naleśniki, ale no jakby to powiedzieć, nie było ani jajek, ani mąki, ani niczego w lodówce.
-Nie martw się, jutro pójdziemy do sklepu - poczułam rękę na swoich plecach, spiełam się. Chyba nie byłam gotowa na to, żeby on mnie dotykał - Przepraszam.
- Nie, nie. To ja. Nie jestem jeszcze jakoś gotowa.
- Ok. Nic sie nie stał- uśmiechną się tak słodko.
- To co na śniadanie?
- Płatki...
- z jogurtem!
- Skąd wiedziałaś? - zaśmiał się basista.
-Bo to moje ulubione śniadanie, zaraz po nie jedzeniu niczego- odrazu posmutniałam.
-Dlaczego?
-Lepszym pytaniem byłoby kiedy. Nienawidziłam jedzenia od kiedy tylko pamiętam. Zawsze byłam troche...grubsza. W przedszolu dzieciaki wołały za mną wieloryb. Wtedy zaczełam głodówki. Niby jadłam, ale drugie śniadanie zawsze lądowało w koszu, a obiad zjadałam tylko w połowie. Zaczełam troszkę, troszkę chudnąć. Tak to szło do gimnazjum. Kiedy tam doszłam miałam już tak ściętą grzywkę. Po prostu polubiłam ten styl. Przestałam jeść. Byłam coraz chudsza, a kiedy moja mama wmuszała we mnie śniadania, po dojściu do szkoły wymiotowałam. Potem szukałam czegoś na necie i znalazłam BVB. I oto ja- no i teraz Ashley wiedział o mnie wszystko.
-Ja.... Nie wiem co powiedzieć- podszedł do mnie i przytulił mnie delikatnie. Wtuliłam się. Czułam sie strasznie dziwnie, bo opowiadałam o tym tylko Nataszy. Zjedlismy szybko cos typu śniadanie i zrobiliśmy sobie kawe. Ashley dolał sobie troche wódki jak to on. Pokręciłam głową. On ma w głowie tylko alkochol. Oboje wzieliśmy swoje telefony i przeglądaliśmy twittera.
- Może nakręcimy filmik? - zapytal nagle Ash.
- Po co?
- No bo ludzie porobili nam zdjęcia razem i teraz mam spam na twój temat.
- Ehhhh.... Bardzo ci zależy?
- Nie, ale może sobie coś wyjaśnimy-byłam zdenerwowana- jesteśmy parą czy nie? - szok. Po prostu szok. Ten Ashley Purdy, ten o którym pisałam, że nikt nie wie czy ma dziewczyne, pyta sie mnie, czy chce z nim chodzić.
- Wiesz, gdybym stała to raczej siedziałabym na dywanie.
- Odpowiedz.
Nie wiedziałam co mam zrobić, tak cholernie go kocham. Jest cudownym człowiekiem. Ma genialny charakter i wygląda niczego sobie. I jest Psem Na Baby. Laski się do niego lepią jak muchy.
- Nie wiem czy dam rade z taką - tu wskazałam na jeden z kilku, jak to kilku, plakatów nagich pań na ścianach- konkurencją.
- Powiesiłbym twoje zdjęcia, ale raczej takich nie masz - uśmiechnął się wrednie, ale słodko.
- Ty... - rzuciłam w niego poduszką, którą złapał. Zza niej wyłoniła sie zupełnie poważna twarz.
- Mam klęknąć, żebyś się zgodziła?
-Nie, znaczy tak chce, ale nie klękaj - zaczęłam się plątać. Czemu to było takie trudne?
- Czekaj, tak że chcesz ze mną być i nie żebym nie klękał czy na odwrót?
-Ta pierwsza wersja - schowałam twarz w ręce i westchnełam. Chciałam przepędzić ten cholerny rumieniec z twarzy. Nienawidziłam go od zawsze.
-Ej! Co sie stało? - podniosłam głowę i pokazałam na swoje policzki.
-To sie stało, nienawidze swoich rumieńców.
- One są słodkie!
-Nie! - i tak podczas naszej kłótni która pewnie trwałaby jeszcze kilka minut, rozdzwonił się telefon. Odebrałam telefon.
-Taaak? - powiedzieliśmy równo z basistą. Jednak to nie mój telefon.
- Jak to?... Za tydzień?.... Oni są nienormalni..... Jasne podjade jutro- widziałam, że był smutny.
- Co jest?
- Za tydnień zaczynamy przyspieszoną trase. Chciałem Ci powiedzieć, ale miała sie zaczynać za trzy tygodnie. Mam pytanie. Jedziesz ze mną?
- Wiesz, brak wanny, raczej mało atrakcji, mało miejsca, niezdrowe jedzenie, jazda na energetykach i alkocholu- jego mina przy każdym moim słowie stawała się coraz smutniejsza- NO JASNE ŻE JADE!
Przytuliłam go.
- Jak sie nazywa ta trasa?
- The Church.
- Doooostaneeeee kooooszuuuulkeeeee? - zrobiłam mine zbitego kotka.
- Nawet kilka.
- A myślisz, że...że będe mogła zaśpiewać z Andym? - jeszcze tak głupiego pomysłu nigdy nie miałam.
- Eeee.... Jego sie pytaj. Stoi za tobą.
Odwróciłam sięw mgnieniu oka. -Andy! Moge z tobą śpiewać? Proszeproszeproszeproszeproszeprosze prooooooszeeeee....
- Jak JuJu nie pojedzie. A raczej nie pojedzie, to śpiewasz.
- Dzięki - przytuliłam goni nie chciałam pòścić.
- Zaraz zrobie się zazdrosny....
- O co? Chyba nie jesteście parą- Andy odsunął mnie od siebie i pojrzał mi w oczy- Jesteście. No to szczęścia gołąbeczki wy moje.
- Czemu twoje?
- Nie wiem, oj Cat czepiasz się.
-Andy? A na ile jedziemy?
- Wiesz no troche na pewno. Trasa najpierw USA potem Canada. Chwilka przerwy i lecimy do Europy i UK na i na końcu jak zawsze Australia.
- Wooooow....
- Norma- wtrącił sie Ash.
- Ale co ja spakuuuje? - muknęłam.
- Możemy zabrać chłopaków i pojechać na zakupy?
- Oki. Andy dzwoń! Ja ide się ogarnąć.
Poszłam na góre. Przebrałam się w zwykłe czarne rurki i bluzkę z logiem Bring Me The Horizon. Zabrałam Ash'owi kurtę z napisem Deviant i zeszłam do chłopaków.
-Ej! To moja kurtka! - mój chłopak....? zrobił niby fochnięty kaczy dziubek.
****
Dobra nie pisze niczego ode mnie tylko ide wymyslac dalej xd