Jejciu.. Ja nie myślałam, że wam te cztery komentarze tak szybko sie napiszą:D miałam pomysł na rozdział ale nie wiem czy fajny(jak co to nie wiem czy taki fajny xD) wyszedł. Zobaczy się :) Takie jedno zdanie a wszyscy robią wielką afere :D
***
Szanowna p.Catrino!
Musimy Panią pionformować o wypadku Pani rodziców. Są oni w szpitalu. Resztę informacji dostanie Pani na miejscu.
Podpisano
Lauren Angelays
Czytałam ten króciutki list, kilkaset razy z rzędu. Płakałam i nie wiedziałam co mam zrobić. Do listu dołączony był adres szpitala. Dlaczego nikt mnie nie obudził? Podniosłam się z podłogi i otarłam łzy. Nikt nie może zobaczyć mnie w takim stanie. Szybko ubrałam moje dresy, wciągnęłam buty, dzwoniąc po taksówkę. Do jasnej cholery po co wywozili mnie na taką pustynie? Wyszłam na placyk przed budynkiem. Nie widziałam niczego dalej, niż moja ręka. Stałam na śnieżycy, bez rękawiczek ani czapki, czekając na taksówkę. Stałam tak dobre dziesięć minut zamin usłyszałam chrzęst opon na podjeździe. Wsiadłam do ciepłego samochodu i podałam kierowcy karteczke z adresem tego cholernego szpitala.
-Panience nie zimno? -zapytał kierowca.
Nie mogę. Ja tu jadę do rodziców do szpitala, a on sie mnie pyta czy mi zimno. Większego absurdu jeszcze nie było.
-Nie. Tylko prosze się pośpieszyć- przy końcu zdania załam mi się delikatnie głos.
-Ktoś w szpitalu?
-Rodzice- byłam troche mrukliwa podczas tej rozmowy, ale mężczyzna szybko odsunął moje myśli na troche inny tor. Nawet nie zauważyłam kiedy dotarliśmy na miejsce.
-Bardzo Panu dziękuję- podałam mu odliczoną kwote z portfela i weszłam do budynku. Wszędzie były biało-zielone(od aut. podobno zielony uspokaja x.x) ściany i pełno ubranych na biało pielęgniarek i lekarzy z słuchawkami. Na ziemi leżała przemoczona wycieraczka na buty. Nawet na nią nie weszłam tylko szybko przemaszerowałam przez wysterylizowany korytarz wyłożony kafelkami. Podeszłam ro recepcji, kulturalnie przesuwając kilka starszych pań, które żucały jakimiś małocenzuralnymi słowami na mój temat. Podałam tej babie w recepcji nazwiska moich rodziców.
-Bardzo mi przykro- spojrzała na mnie i zawołała jakiegoś czarnowłosego lekarza. Był na swój sposób ładny. Czarne włosy, długie rzęsy i delikatna broda, ktòra tylko dodawała mu uroku.
- Co z nimi? - naskczyłam na niego.
Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Porozmawiajmy w gabinecie dobrze?
Facet zaprowadził mnie do małego gabineciku. Ładny sterylny.
- Herbaty?
- Do cholery co sie stało z moimi rodzicami a nie Pan mi o jakiejś herbacie gada. Normalnie zostaje wykonany telefon, a nie listy się zostawia, więc chyba jest tutaj coś nie tak do cholery! - wydarłam sie na niego
- Usiądź proszę.
-Wolę stać.
-No dobrze. Twoja mama jest w śpiączce farmakologocznej co znaczy...
-Wiem co to znaczy.
- A twój tata. Niestety, nie udało nam się go uratować - lekarz spojrzał na mnie współczującymi oczami. Zakręciło mi się w głowię.
- Kto prowadził- zapytałam faceta. Nie wiem dlaczego pytałam akurat o taką rzecz.
- Słucham?
- No przecież Pan słyszał. KTO PROWADZIŁ? - wycedziłam to zdanie jak najlepiej umiałam.
- Twój tata. Podejrzewamy, że gdyby nie to, że zasłonił twoją mame-oczywiście zrobił dramatyczną przerwę- straciłabyś oboje rodziców.
I w tym momencie urwał mi się film. Ciemność. Zemdlałam. Za dużo wrażeń ja dla mnie. Nie wiem jak długo byłam nieprzytomna, ale przy moim łóżku spała Nat. Na małym plastikowym krzesełku. Delikatnie i powoli podniosłam się na łokciach.
-Obudziłaś się?- Natasza jak zwykle wybrała idealny moment żeby mnie wystraszyć.
- Nie, tak sobie lunatykuje w wolnym czasie- w tym momencie przypomniałam sobie rozmowę z lekarzem, o moich rodzicach- Tata nie żyje- szepnęłam.
-Cat, słuchaj cholernie mi przykro, bo - moja ulubiona dramatyczna przerwa - bo to przeze mnie pojechali w tę śnieżyce- moja przyjaciółka chlipnęła i pociągnęła nosem. Dopiero teraz zobaczyłam jej zaczerwienione oczy.
- Co tam się stało?
-Poprosiłam twoich rodziców żeby pojechali po prezent, on był u ciebie w pokoju.
- Nat, to nie twoja wina oni pojechali bo chcieli zrobić mi niespodziankę- przytuliłam przyjaciółkę, chociaż to moi rodzice, znaczy moja mama leży w szpitalu a tata w kostnicy. To było takie dziwne i jeszcze nie do końca rozumiałam co to znaczy. Dopiero teraz mój mózg połączył fakty.
-A co z przeprowadzką do LA?
- Z tego co wiem to chyba niezależnie od stanu twojej mamy przeprowadzka się odbędzie
- Pomożesz mi?
- Jak tylko wyjdziesz jedziemy się pakować. Leżałaś, aż dwa dni,
Do mojego pokoju wszedł lekarz. Nie zwrócił na mnie uwagi tylko podszedł do Nat. Wymienili kilka zdań i mężczyzna odwrócił się w moją stronę. Przepytał mnie jak się czuję i poinformował mnie, że jutro wyjdę ze szpitala, bo nic mi nie jest poza osłabieniem organizmu, co doskonale wiedziałam. W końcu sama się do tego stanu doprowadziłam długotrwałymi głodówkami o których nikt nie wiedział. Byłam szczęśliwa, że chudnę. Wiem że to cholernie niezdrowe, ale nie mogłam się powstrzymać, a teraz już nie czuje głodu. Natasza zostawiła mnie samą z moimi myślami. Byłam jej wdzięczna ale też wyobrażałam sobie co ona musi czuć. Prosiła moich rodziców żeby pojechali po prezent a oni teraz... tata nie żyje. Mama w śpiączce. A ja z wykończonym organizmem. Pięknie po prosu. Podczas tych dziwnych rozmyślań zasnęłam.
*rano*
Obudziłam się z dziwną pustką w sercu. Tam gdzie było miejsce taty była teraz czarna dziura. Mama jeszcze żyła więc moje serce biło tylko połową więc mogę żyć. Gdyby ona zniknęła moje czynności życiowe zatrzymałyby się z powodu braku najważniejszego organu w mim ciele. Serca. Oczywiście tylko w sensie teoretycznym. Z punktu widzenia lekarzy moje serce dalej jest w jednym kawałku i najwyraźniej nie zamierza zaprzestać pełnienia swojej funkcji. Wstałam i powoli się ubrałam nie czekając na żadną pielęgniarkę. Wyszłam ze szpitala i zajrzałam do mojego portfela, zastałam w nim jeszcze trochę moich oszczędności. Weszłam do taksówki i pojechałam do domu. W normalnych okolicznościach czekały na mnie tata, ale jego już nie było. Czasami czyjeś życie kończy się za szybko. Wypala się jak zapałka. A zgaszona już nigdy więcej nie zapłonie.
***
Co myślicie? Jak Cat poradzi sobie z przeprowadzką?
Spróbujemy 8 komentarzy = kolejny rozdział?
piątek, 31 stycznia 2014
Rozdział czwarty-"List"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bardzo smutny rozdział :<
OdpowiedzUsuńDowiemy się o czym wtedy rozmawiali? :<
Pisz częsciej bo mnie ciekawość zżera no <3
Ha! I o to żebyście byli ciekawi i nabijali mi wyświetlenia! Buhahhahaa xD Ale nie dobra xD teraz na poważnie....(ja nie umiem być poważna.....) Dowiecie się o czym rozmawiali w swoim czasie :*
UsuńPrzykro mi :(
OdpowiedzUsuńEh, smutne :(
OdpowiedzUsuńCzekam na następny! :)
Smutne :'(
OdpowiedzUsuńŚwietne teksty na końcu, aż się popłakałam :(
Pisz dalej, bo już się doczekać nie mogę xD
Za te dwa ostatnie zdania(przyznaje sama przy tym płakałam x.x)*żeby przy własnym blogu płakać....* musze podziękować mojej becie(przy okazji przyjaciółce i autorce niektórych ciekawszych dialogów) A next jeszcze dzisiaj powinien się pojawić :) (chyb że pójdę spać xD)
UsuńBardzo smutne ;( Mam nadzieję, że Cat się pozbiera po tym co się stało ;(
OdpowiedzUsuńPisz szybko nexta, czekam ;**
Powiem jedynie, że Cat raczej zamknie to w sobie x.x Next będzie jak zobacze napis 8 komentarzy xDD nie no żartuje bo swoje też licze ;D
UsuńA własnie..... Miałam się zapytać : GDZIE DO JASNEJ CIASNEJ(żeby nie pisać gorzej) JEST U CIEBIE KOLEJNY ROZDZIAŁ ?!?!?!?!?!?!?!?!
UsuńBardzo mi przykro :(
OdpowiedzUsuńAż się popłakałam :<
Pisz następny :3
Ehhh, nie wiem jak, ale popsuło mi się konto na openid, nie da się z niego komentarzy dodać, więc póki co, będę się podpisywała ~Kyniaa
Ojeja... Przykro z powodu konta :-( Następny się pisze xd jestem prawie w połowie więc jeszcze dzisiaj powinien się pojawić (spojleruje: teraz będzie trochę mniej nieszczęścia :3 )
UsuńNo pisz pisz bo już wytrzymać nie mogę :3
Usuń~Kyniaa