piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział piąty-"Przeprowadzka i nocne życie w LA"

Dowiecie się o czym rozmawiali ale w swoim czaasie... Spokojnie wszytsko ładnie się wyjaśni :D taki spoiler do rodziału: będzie BVB xD hahahaha xD do napisanaka w next'cie x.x(nie wiem cczemu ale lubię tę minkę) A rozdział smuty...(znaczy ten poprzedni xD) no cóż... Będzie jeszcze takich kilka, ale się nie przejmujcie :*  Już wam trochę napisałam spoilerów w komentarzach xd
***
Dojechałam do domu i zapłaciłam kierowcy. Widziałam auto rodziców Nat. Weszłam szybko do mieszkania i zobaczyłam jakby to powiedzieć... Zwykły burdel.
- Ekheemmm...- odkaszlnęłam- może zapakujemy to do kartonòw zamiast rzucać tym po podłodze?
-Niech ci będzie... Ale rzucanie twoimi rzeczami szczególnie po podłodze jest strasznie interesujące- uśmiech Nataszy wręcz powalił mnie z nóg. Zaczęłyśmy pakować moje rzeczy. Ubrania, osobiste pierdoły i wiele innych bibelotów. Zajęło nam to dobre cztery godziny. Wtedy przyjechał tata Nataszy. To go tu już nie było? Pewnie odjechał kiedy przyszłam do mieszkania. Potem weszliśmy do pokoju moich rodziców. Ciemnobordowe ściany i delikatne błękitne meble. Na samym środku stało łóżko, delikatne dla dwóch osób z białym prześcieradłem. Obok kilka szafek i dywaników zakrywających mahoniową podłogę. Stoje tu ostatni raz. Pamiętam jak miałam koszmary i przybiegałam po tej podłodze wciSlskając sie między rodziców.Rzuciłam się na łóżko tak jak kiedyś, po raz ostatni wyciągając do płuc zapach taty i jak na ten momęt mamy. Nie mige jej stracić. Nie mogłam uwierzyć, ze już nigdy nie zjem z nim obiadu, albo nie porozmawiam o jego pracy. Szybko jednak podzielam uczucia na bok tak jak to robiłam przez całe moje pieprzone życie. Zawsze ukryta pod maską szczęścia.
***
Podczas pakowania wszystkich bibelotów znalazłyśmy z Nat kilka starych albumów że zdjęciami. Na każdym zdjęciu byłam ja lub mama z tatą. Raz na obiedzie, pod wieżą Eiffla lub na moim dywanie. Schowałam te zdjęcia na dno kartonu. Nie chcę ich już więcej widzeć. Powtarzałam sobie w duchu słowa piosenki Bullet For My Valentine- Livin' Life
Hey! You are dead inside! You never know You are fucking alive!
Idealnie opisywały moją psychikę. Piękne ruiny. Spakowaliśmy wszystkie najmniej ważne i ciekawe przedmioty zajęłyśmy się opakowaniem telewizora i wszystkich komputerów. Całe przedsięwzięcie zajęło nam jakieś cztery dni. Kiedy byłam już gotowa do przeprowadzki a kartony stały gotowe do przewieziena do LA, przeszłam do swojego pokoju żeby po raz ostatni zobaczyć mój kochany dywan. Chyba już nigdy go nie zobaczę. To było strasznie dziwne uczucie. Zostawić coś co miało się zasze. Potem przyjechała ciężarówka która miała zabrać wszystkie kartony. Spakowaliśmy je szybko. Ciężarówka była pełna naszch mebli i ubrań. Dom stał pusty. Ja usiadłam za kierownicą białego vana a tata Nat poszedł do kierowcy ciężarówki, żeby pojazywać mu drogę. Powoli ruszyliśmy. Trochę bałam się jakiegoś wypadku dlatego prowadziłam bardzo ostrożnie i wolno. Przez to droga zajęła nam cały dzień. Gdy wjechaliśmy do LA byłam w szoku. Pełno świateł i wszystkiego. Wielki napis HOLLYWOOD na wzgórzu. Delikatnie przychamowalam aby podziwiać ten widok. Wtedy w mój samochód uderzyło nic innego jak wielki czarny van BVB. Wyskoczyli z niego wszyscy członkowie zespołu.
- Dziewczyny, nic wam nie jest? - szybko pytali się chłopacy. Byłam roztrzęsiona pomyślałam że mogłam zginąć jak tata i rozpłakałam się szepcząc jego imię. Dla mnie było to straszne. Troche kawałków samochodu, a wywołują takie emocje. Nie myślałam że będę tak często płakać. Otulily mnie męskie ramiona. Zapach alkochilu, wanilii i tej cholernej maliny! Szybko się w nie wtulilam. Czułam się bezpiecznie bo przypominały mi dom.
- Chłopie! Najpierw dajesz dziewczynie kurtkę a już chcesz ją zaciągnąć do łóżka?  - jak to screamujacy wokalista Andy zaczął namiętnie przypominać basiście jego miejsce w zespole. Widać chłopacy pamiętali ten feralby wieczór na moich urodzinach.Natasza szybko pobiegła go uspokajać i wyjaśniać całą sprawę. A ja jak to ja zasnęłam ramionach basisty.
***
Krótkie ale obiecałam że wstawue to wstawiam :* kolejny pojawi się niedługo :**

Rozdział czwarty-"List"

Jejciu.. Ja nie myślałam, że wam te cztery komentarze tak szybko sie napiszą:D miałam pomysł na rozdział ale nie wiem czy fajny(jak co to nie wiem czy taki fajny xD) wyszedł. Zobaczy się :) Takie jedno zdanie a wszyscy robią wielką afere :D
***
Szanowna p.Catrino!
Musimy Panią pionformować o wypadku Pani rodziców. Są oni w szpitalu. Resztę informacji dostanie Pani na miejscu.
Podpisano
Lauren Angelays
Czytałam ten króciutki list, kilkaset razy z rzędu. Płakałam i nie wiedziałam co mam zrobić. Do listu dołączony był adres szpitala. Dlaczego nikt mnie nie obudził? Podniosłam się z podłogi i otarłam łzy. Nikt nie może zobaczyć mnie w takim stanie. Szybko ubrałam moje dresy, wciągnęłam buty, dzwoniąc po taksówkę. Do jasnej cholery po co wywozili mnie na taką pustynie? Wyszłam na placyk przed budynkiem. Nie widziałam niczego dalej, niż moja ręka. Stałam na śnieżycy, bez rękawiczek ani czapki, czekając na taksówkę. Stałam tak dobre dziesięć minut zamin usłyszałam chrzęst opon na podjeździe. Wsiadłam do ciepłego samochodu i podałam kierowcy karteczke z adresem tego cholernego szpitala.
-Panience nie zimno? -zapytał kierowca.
Nie mogę. Ja tu jadę do rodziców do szpitala, a on sie mnie pyta czy mi zimno. Większego absurdu jeszcze nie było.
-Nie. Tylko prosze się pośpieszyć- przy końcu zdania załam mi się delikatnie głos.
-Ktoś w szpitalu?
-Rodzice- byłam troche mrukliwa podczas tej rozmowy, ale mężczyzna szybko odsunął moje myśli na troche inny tor. Nawet nie zauważyłam kiedy dotarliśmy na miejsce.
-Bardzo Panu dziękuję- podałam mu odliczoną kwote z portfela i weszłam do budynku. Wszędzie były biało-zielone(od aut. podobno zielony uspokaja x.x) ściany i pełno ubranych na biało pielęgniarek i lekarzy z słuchawkami. Na ziemi leżała przemoczona wycieraczka na buty. Nawet na nią nie weszłam tylko szybko przemaszerowałam przez wysterylizowany korytarz wyłożony kafelkami. Podeszłam ro recepcji, kulturalnie przesuwając kilka starszych pań, które żucały jakimiś małocenzuralnymi słowami na mój temat. Podałam tej babie w recepcji nazwiska moich rodziców.
-Bardzo mi przykro- spojrzała na mnie i zawołała jakiegoś czarnowłosego lekarza. Był na swój sposób ładny. Czarne włosy, długie rzęsy i delikatna broda, ktòra tylko dodawała mu uroku.
- Co z nimi? - naskczyłam na niego.
Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Porozmawiajmy w gabinecie dobrze?
Facet zaprowadził mnie do małego gabineciku. Ładny sterylny.
- Herbaty?
- Do cholery co sie stało z moimi rodzicami a nie Pan mi o jakiejś herbacie gada. Normalnie zostaje wykonany telefon, a nie listy się zostawia, więc chyba jest tutaj coś nie tak do cholery! - wydarłam sie na niego
- Usiądź proszę.
-Wolę stać.
-No dobrze. Twoja mama jest w śpiączce farmakologocznej co znaczy...
-Wiem co to znaczy.
-  A twój tata. Niestety, nie udało nam się go uratować - lekarz spojrzał na mnie współczującymi oczami. Zakręciło mi się w głowię.
- Kto prowadził- zapytałam faceta. Nie wiem dlaczego pytałam akurat o taką rzecz.
- Słucham?
- No przecież Pan słyszał. KTO PROWADZIŁ? - wycedziłam to zdanie jak najlepiej umiałam.
- Twój tata. Podejrzewamy, że gdyby nie to, że zasłonił twoją mame-oczywiście zrobił dramatyczną przerwę- straciłabyś oboje rodziców.
I w tym momencie urwał mi się film. Ciemność. Zemdlałam. Za dużo wrażeń ja dla mnie. Nie wiem jak długo byłam nieprzytomna, ale przy moim łóżku spała Nat. Na małym plastikowym krzesełku. Delikatnie i powoli podniosłam się na łokciach.
-Obudziłaś się?- Natasza jak zwykle wybrała idealny moment żeby mnie wystraszyć.
- Nie, tak sobie lunatykuje w wolnym czasie- w tym momencie przypomniałam sobie rozmowę z lekarzem, o moich rodzicach- Tata nie żyje- szepnęłam.
-Cat, słuchaj cholernie mi przykro, bo - moja ulubiona dramatyczna przerwa - bo to przeze mnie pojechali w tę śnieżyce- moja przyjaciółka chlipnęła i pociągnęła nosem. Dopiero teraz zobaczyłam jej zaczerwienione oczy.
- Co tam się stało?
-Poprosiłam twoich rodziców żeby pojechali po prezent, on był u ciebie w pokoju.
- Nat, to nie twoja wina oni pojechali bo chcieli zrobić mi niespodziankę- przytuliłam przyjaciółkę, chociaż to moi rodzice, znaczy moja mama leży w szpitalu a tata w kostnicy. To było takie dziwne i jeszcze nie do końca rozumiałam co to znaczy. Dopiero teraz mój mózg połączył fakty.
-A co z przeprowadzką do LA?
- Z tego co wiem to chyba niezależnie od stanu twojej mamy przeprowadzka się odbędzie
- Pomożesz mi?
- Jak tylko wyjdziesz jedziemy się pakować. Leżałaś, aż dwa dni,
Do mojego pokoju wszedł lekarz. Nie zwrócił na mnie uwagi tylko podszedł do Nat. Wymienili kilka zdań i mężczyzna odwrócił się w moją stronę. Przepytał mnie jak się czuję i poinformował mnie, że jutro wyjdę ze szpitala, bo nic mi nie jest poza osłabieniem organizmu, co doskonale wiedziałam. W końcu sama się do tego stanu doprowadziłam długotrwałymi głodówkami o których nikt nie wiedział. Byłam szczęśliwa, że chudnę. Wiem że to cholernie niezdrowe, ale nie mogłam się powstrzymać, a teraz już nie czuje głodu. Natasza zostawiła mnie samą z moimi myślami. Byłam jej wdzięczna ale też wyobrażałam sobie co ona musi czuć. Prosiła moich rodziców żeby pojechali po prezent a oni teraz... tata nie żyje. Mama w śpiączce. A ja z wykończonym organizmem. Pięknie po prosu. Podczas tych dziwnych rozmyślań zasnęłam.
*rano*
Obudziłam się z dziwną pustką w sercu. Tam gdzie było miejsce taty była teraz czarna dziura. Mama jeszcze żyła więc moje serce biło tylko połową więc mogę żyć. Gdyby ona zniknęła moje czynności życiowe zatrzymałyby się z powodu braku najważniejszego organu w mim ciele. Serca. Oczywiście tylko w sensie teoretycznym. Z punktu widzenia lekarzy moje serce dalej jest w jednym kawałku i najwyraźniej nie zamierza zaprzestać pełnienia swojej funkcji. Wstałam i powoli się ubrałam nie czekając na żadną pielęgniarkę. Wyszłam ze szpitala i zajrzałam do mojego portfela, zastałam w nim jeszcze trochę moich oszczędności. Weszłam do taksówki i pojechałam do domu. W normalnych okolicznościach czekały na mnie tata, ale jego już nie było. Czasami czyjeś życie kończy się za szybko. Wypala się jak zapałka. A zgaszona już nigdy więcej nie zapłonie.
***
Co myślicie? Jak Cat poradzi sobie z przeprowadzką?
Spróbujemy 8 komentarzy = kolejny rozdział?

niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział trzeci-"Wyjaśnienia i nagle wszystko się komplikuje"

Jezuuuuu..... Nie miałam siły nic wymyślić, dlatego to tak długo trwało:) Strasznie chce mi się spać, ale....udało mi się napisać kawałek rozdziału na komputerze:) Wiecie że mamy prawie 400 wyświetleń? Ja tu jestem w szoku... ale nie komentujecie zbytnio ;c a ja  lubię jakiekolwiek komentarze nawet takie jak : fajne... albo coś w tym stylu xD Dobra daje wam czytać bo nie chce być zadźgana ładowarką :)
Płakałam i nie potrafiłam nic powiedzieć. Było mi strasznie zimno, miałam odmarznięte kolana i palce u rąk.
- Cat... Ej spokojnie. Wyjaśnimy wszystko tylko musisz mi powiedzieć co się stało?
-Zimno mi... - wypłakałam w końcu
-I dlatego że ci zimno nazywasz naz gnojami, rzucasz się pod samochód i mnie drapiesz?- powiedziaj nie kto inny jak basista, przy okazji dając mi swoją kurtkę- Wstawaj. Porozmawiacie w środku bo ja nie chce sie zamienić w sopel przed naszą trasą koncertową- odwrócił się i poszedł. Natasza też powoli wstała. Nic nie powiedziała. Podała mi ręke i pomogła wstać. Czułam delikatny zapach Ash'a. Trochę alkocholu, nutka wanilii i co najdziwniejsze poczułam maliny. Przeszłam do budynku i skuliłam się na kanapie.
-No, to teraz mów co się stało- zarządziła Nat.
- Echhhh... Niech ci będzie. Ja słyszałam jak rozmawiałaś o mnie z chłopakami-tu na nich zerknęłam- i usłyszałam.jak o mnie gadacie, i... Nie wiem czemu tak zareagowałam.
-Nie wiesz nawet co o tobie mówiliśmy- powiedziała Nat- chłopaki mówili że jesteś strasznie chuda. Pytali się dlaczego. A obgadywaliśmy mnie. Nie wiem czemu tak wyszło. Cholernie cie przepraszam.
*Perspektywa Nataszy*
Przytuliłam przyjaciółkę. Dobrze że naprawde nie wiedziała o czym rozmawialiśmy.
-Eeee... Dziewczyny. My chyba musimy już lecieć, bo i tak już długo tu jesteśmy- zaczął się głupio tłumaczyć wokalista
-Andy, ok. Jak musicie to musicie.
Wielkie dzięki za wszystko- Catrina szybko wstała i obie przytuliłyśmy wszystkich członków zespołu. Chłopacy wyszli a my zostałyśmy same.
-To idziemy zmyć makijaż a potem spać- zarządziła Cat
-Ja nie wiem czy dam rade z tym makijażem- mruknęłam- ja moge iść spać nawet teraz.
- Pfff... Jak ja chciałam iść spać to nie mogłam, więc teraz ty się pomęczysz-jak zwykle przyjazna dla otoczenia Cat
- I ogarniemy twoje kolana i ręce dobrze?
-Niech ci będzie... Ale potem będziemy dla siebie miłe i pójdziemy spać ok?
-Bardzo chętnie- już ciągnęłam Cat w strone łazienki. Zmyłyśmy makijaż i chciałyśmy iść do naszych tymaczasowych pokoji w tym budynku ale... Nie mogłyśmy wyjść. Drzwi były zablokowane i dało się je otworzyć tylko od zewnątrz.
- No pięknie! -wrzasnęła moja przyjaciółka- no zajebiście po prostu. I jak do ciężkiej cholery znajde się teraz w ciepłej pościeli?
- Ty wpadłaś na pomysł zmywania make-up'u.
-A TY SIE NA NIEGO ZGODZIŁAŚ!!!
- No i? A możemy się już dzisiaj tak nie zabijać? Jak śpimy?
Po jakimś czasie wspólnych przepychanek, kłótni o to kto jak śpi udało nam się zasnąć, a przynajmniej ja spałam, bo Cat całą noc kręciła się i przewracała się z boku na bok.
*Rano* *Perspektywa Cat*
Nie mogłam zasnąć na tej cholernej podłodze. Kiedy w końcu nastał ranek. A raczej środek nocy czyli godzina 7 do łazienki weszła moja kochana mama. Nie ma to jak dobry refleks. Sms-a wysłałam jej jak tylko okazało się że drzwi są zamknięte.
-Dzięki mamuś- cmoknęłam ją w
policzek i stanęłam nad Nataszą żeby ją obudzić. Miałam taki genialny pomysł żeby zascreamować jej do ucha.
- Cat ja już nie śpie - powiedziała do mnie Natasza
- No pacz. Sama moja obecność Cie budzi
- I budziła mnie całą noc. Wierciłaś się gorzej od chomika.
- A może ja jestem chomikiem tylko ty obtym nie wiesz?
- A może się z tąd przeniesiecie- wtrąciła moja mama.
Poszłyśmy do swoich pokoi. Szczęście, że miałam już ubraną piżame. Walnełam się na łóżko i natychmiast zasnęłam. Obudziłam się obolała, z oczami jak pana(czyt. nie domyłam makijażu). Na stoliku stał list oparty o jakieś sztuczne badyle. Poczłapałam do niego i otworzyłam. Zaczynał się strasznie formalnie ale zaadresowany był do mnie.Czytałam a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
-To jest cholerna nieprawda!!
***
Robimy tak :
4 wasze komentarze= następny rozdział :)

sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział drugi-"Jak ona śmiała?!"

Hahahahaha jestem wredna. Nie ma cukru i ma go nie być(czasami słodzik i może troszeńkę cukru) miałam pomysł na ten rozdział:D moge przyznać ,że mi sie kiedyś coś podobnego śniło O.o
Dziękuje za wszystkie miłe komentarze i przepraszam że musieliście tak długo czekać xD
***
Przede mną stoją moi bohaterowie. Osoby które kilka razy uratowały mi życie. Ubrani w garnitury, ze swoim zwykłym delikatnym makijażem. Byłam w ciężkim szoku. Moje największe marzenia spełniły się w jednej chwili. Wystarczyło tylko się przełamać i otworzyć drzwi.
***
Pierwszy podszedł wokalista. Jeszcze kilka dni temu oglądałam go na Live Chat'cie. A teraz stał kilka centymetrów ode mnie. Przytulił mnie i szepnął do ucha:
-Wszystkiego najlepszego Catrino.
Potem wszyscy członkowie zespołu robili to samo. Gdy jako ostatni podchodził do mnie Ashley popłakałam się.
- Ej! Maleńka, nie płacz w końcu to twoja osiemnastka.
-Tak... Wiem, ale.. ja zawsze chciałam was zobaczyć na żywo. Nigdy nie myślałam, że was spotkam nie mówiąc o tym, że złożycie mi życzenia urodzinowe, to jak sen z którego zaraz ma mnie wyrwać cholerny budzik- wychlipiałam.
- No uwierz, że to wszystko dzieje się na prawdę, a ty zaczynasz przypominać klauna. Rozmazałaś sobie tusz.. I jak ty teraz wyglądasz- usłyszałam głos Jake'a.
- Ty to jak coś palniesz, to nie wiadomo czy cie zabić, czy sie śmiać-mruknął szybko Andy a Jeremy zrobił facepalm i poszedł się napić..
- Jezuu. Wy zawsze musicie tak dyskutować? Nie wy teraz jesteście gwiazdami wieczoru- zapytał Ash podając mi jakąś chusteczkę.
-Taaak! My zawsze jesteśmy w centrum! - wykrzyknęli obaj.
- A moglibyście coś zagrać? - Natasza szybko przerwała ich wymianę zdań. Prawie zapomniałam że stoi koło mnie. Przytuliłam ją.
-Dziękuje. Cholernie dziękuje- powiedziałam odsuwając ją.
- Nic nie mów, najgorzej było z dodzwonieniem się do ich menadżera i namówieniem go żeby ich tu puścił.
- Nie mów!! Jak to załatwiliście??
Natasza opowiadała mi jak ściągnęła BvB na moje urodziny. W tle słyszałam piosenki wykonywane przez zespół. Słuchałam ich wiele razy, lecz dźwięki wydobywające się teraz z głośników, wydawały mi się tak idealne, jak pojedyńczy płatek śniegu. Łapałam te dźwięki, bojąc się, że moge ich takich nigdy nie usłyszeć, że zostane w moim świecie zamkniętym muzyką ze słuchawek.
***
Chłopacy w końcu zeszli ze sceny i poszli poukładać instrumenty. Natasza ciągnęła mnie do nich, żebyśmy toche pogadali.
- Zaraz, przyjdę. Musze iść do rodziców.
Natasza tylko skinęła głową i puściła moją rękę. Przeszłam przez pustą sale, w ktòrej jeszcze widać było ślady przyjęcia. Moja mama stała przy wejściu i zapalała papierosa. Ten cholerny nałóg kiedyś ją zabije.
-Mamo? Dziękuję- szepnęłam jej do ucha, delikatnie obejmując ją w pasie.
-Kochanie, wiem, że zawsze marzyłaś o takich urodzinach. Może nie były idealne, ale były inne.
-Mamo...
-Ciiiiii.... Daj mi skończyć. Pamiętasz jak rok temu napisałaś piosenkę o swoich urodzinach?
Jedyna osoba zdolna do tego żeby mnie zabić, zabija.
Jedyna para która była ze mną zawsze, zniknęła.
Wszyscy mówią do mnie, ale mnie tam nie ma.  Jestem w swoim świecie. Tam gdzie jest tylko muzyka i ja. Tylko mój mały świat a w nim każdy taki jak ja. Zwykły.Niewidoczny. Cierpiący.
-Tak pamiętam-przerwałam mamie- wy wyjechaliście a Natasza leżała w szpitalu. Spędziłam ten dzień ze słuchawkami w uszach.
-Przepraszam za to. Nigdy Ci nie będę w stanie obiecać, że kolejne urodziny spędzimy razem. A teraz idź tam gdzie powinnaś być.
Pobiegłam przez sale. Moje kroki odbijały się od ścian. Przybliżając się do pokoju w którym moja przyjaciółka i cały zespół rozmawiali, zbliżyłam się i usłyszałam ich rozmowę. Wszyscy chba pili.
-Widzieliście jej nogi? - wybuch śmiechu .
-A jak sie ruszała!- mówili o mnie! Jak ona śmiała?! Myślałam, że jest moją najlepszą przyjaciółką. Łzy popłynęły mi po policzkach. Ukochany zespół śmiał się ze mnie. Moje serce pękało. Wszytsko we mnie pękło.
-Przecież ona jest taka... - uciekając przez salę usłyszałam głos Nataszy.
-Jaka? Gruba? Brzydka? Niezdarna? -moje myśli podsuwały mi najgorsze dokończenia tego zdania. Widziałam tylko zamazane kontury przedmiotów przede mną. Płakałam tak jak jeszcze nigdy. Wypadłam przez drzwi wejściowe i pobiegłam przed siebie. Za mną usłyszałam biegnącą grupę. Przewróciłam się, miałam zdartą skórę na kolanach i dłoniach. Biegłam dalej zaślepiona płaczem i bólem w sercu. Wbiegłam na ulicę. Nie widziałam tylko świateł samochodu, dopóki ktoś nie pociągnął mnir do tyłu. Zaczęłam drapać i kopać basistę zespołu.
-Zostawcie mnie! Do cholery jasnej! Pierdolone gnoje! Nienawidze was wszystkich!
-Catrin... O co ci do jasnej cholery chodzi? - powiedziała przerażona Natasza
- O ciebie! Jesteś zwykłą suką! Myślałam, że jesteś moją przyjaciółką! A ty mnie obgadujesz z jedynymi osobami na których mi zależało-ostatnie zdanie wypłakałam opadając na ziemię.
-Ej.. Mała przecież to twoje urodziny- powiedział wokalista.
-Ja musze z nią pogadać. Musimy wyjaśnić sobie kilka spraw-Natasza klęknęła na ziemi i wzięła moje ręce.
-Cat... Co się stało?
***
Chciałam pisać dalej... Ale zostawie was tak :) wstawie coś tak szybko jak się da :*
A teraz taka proźba:
KTO TO CZYTA = KOMENTUJE
możecie tylko ten rozdział ale po prostu jestem ciekawa ile osób czyta moje wypociny xD

środa, 22 stycznia 2014

Minuta ciszy...

Chyba wszyscy już o tym słyszeli. Mama Jake Pitts'a -Carolyn, odeszła. Nie znałam jej osobiście, nigdy jej nie widziała. Dla gitzarzysty to musiał być straszny wstrząs. Musiałam przyczytać tę informacje kilka razy, żeby naprawdę zrozumieć sens tych słów. Uczcijmy pamięć Kochanej Carolyn minutą ciszy i zapaleniem malutkiej świeczki, nawet internetowej.
[*]
/*
LUMOS.... :'c

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział pierwszy-"Urodziny"

Początek- jak sie nie podoba, to wasza sprawa, ale pamiętajcie! Catrina ma swoje życie:)
Rozdział miał być wcześniej, ale jakoś Wena się ulotniła:)
Ahh... I za dialogi dziękuje Marcie:*
***
Obudziłam sie. Moja mama stała nad łóżkiem i delikatnie mną potrząsała.
- Ubieraj się, wychodzimy - uśmiechnęła się i poszła. Zaczęłam wciągać dresy i jakiś podkoszulek. Szybko chwyciłam bluzę i pobiegłan do mamy gotowa na wyjście. W samochodzie zjadłam jajecznice. Było bardzo wcześnie. Oglądałam piękny wschód słońca, mijałam gigantyczne pastwiska, zaorane pola, widziałam spadający śnieg. Porobiłam kilka zdjęć aparatem który zawsze był w samochodzie. Mały czarno-różowy, ale robi piękne zdjęcia.
-Catrina? Zasłonisz okna?
- Nooo... Mogę.  A o co chodzi? Słońce już Ci mózg wypaliło?
- Nie pytaj zobaczysz na miejscu - moja mama była straszne tajemnicza i kompletnie olała mój przytyk do jej uwiebienia promieni UV. Jej uśmiech tylko przekonywał mnie do jakiegoś przekrętu. Włożyłam słuchawki do uszu, poleciała muzyka. Zamknęłam oczy i zaczęłam podśpiewywać. Gdy jechałyśmy przesłuchałam wszystkie piosenki, jakie miałam na telefonie.
- Gdzie jesteśmy? - mruknęłam troche zaspana.
- Prawie na miejscu. Możesz już spokojnie odsłonić okna.
Wykonałam tę czynność. Moim oczom ukazał się piękny zespół budynków. Napis na domku głównym podpowiedzała mi co chcą zrobić moi rodzice.
- To tutaj? Lepszego pola nie było w okolicy? - szybko wysiadłam z samochodu. Byłam nieszczęśliwa że wcisnęłam na siebie dresy a nie na przykład rurki. Będę musiała się przebierać, i przebierać. Moja mama z tajemniczym uśmiechem poszła do budynku oznaczonego dużym czerwonym napisem "BIURO". Miałam przeczucie co się zaraz stanie.
- Kochanie, poczekasz tutaj?
-Jasne... A moge pochodzić? Oczywiście po chodniku. Ewentualnie dachu jakiegoś wieżowca.Ups. Zapomniałam, że to jakaś pustynia.
- Tylko się nie zgub po drodze.
-Ha ha ha bardzo śmieszne. Tylko szkoda, że jak to się stanie to nawet się do mnie nie dodzwonisz.
- Dasz znak dymny i będzie po sprawie. Nie marudź już tak.
- Chyba jest Ci gorzej wiesz? Żyłaś w epoce dinozaurów. Trochę technologi i człowiek się gubi czyż nie?
- Hahahaha. Można tak powiedzieć. Pogadamy jak będziesz w moim wieku.
Wystawiłam język jak siedmiolatka, odwróciłam się i pobiegłam porozglądać się po okolicy. Nic ciekawego, ani godnego uwagi nie dostrzegłam. Mijałam puste domki, budynki gospodarcze. Dookoła były pola. Mama wywiozła mnie na kompletne zadupie. Nie mogłam nic na to poradzić, zbliżało się południe, a ja powinnam raczej się przebierać, malować, śmiać z krzywej kreski, a nie biegać po pe...
- Co pan robi? Znaki nawet tutaj obowiązują! Ślepy by zauważył. A no tak. Pan ma jedynie wadę wzroku? Jak smutno. Może powinno się odbierać takim prawo jazdy wtedy by coś dotarło. Albo gdy musiałoby się udzielać pierwszej pomocy. W życiu takiego idioty nie widziałam...- wrzeszczałam na faceta jak opętana i używałam małokultularnych epitetòw, bo jego twarz na przemian robiła się czerwona i blada.
- Cat?
- Czego do cholery? - warknęłam niechcący na Nataszę
- Możesz nie krzyczeć na mojego tatę? Już od jakiegoś czasu uważa że jesteś dziwna, ale niedługo możesz spodziewać się wizyty egzorcysty.
- O... - moja odpowiedź nie była zbyt kreatywna, a z miny mojej najlepszej przyjaciółki wywnioskowałam, że moja twarz też nie wyrażała zbyt dużego poziomu inteligencji. Natasza wzieła mnie za ręke i poprowadziła do tak zwanego biura.
- A my tam po co?
- No jak? Chyba nie masz zamiaru na urodzinach występować w dresach?
- Nie. Chociaż wygodnie mi w nich. Moge iść już spaaać- ziewnełam.
- Zęby też ci umyjemy- jeszcze mruknęła Natasza.
Weszłyśmy do ogromnego holu. Marmurowa posadzka, skórzane siedzenia. Byłam w szoku, takie wnętrza, tak daleko od cywilizacji.
- Łaaaaał...- tylko tyle udało mi się wydusić.
-Nie widzałaś jeszcze wszystkiego- parsknęła moja przyjaciółka.
- Ojtam... Ale przez ciebie się boje. Jeśli zaraz znajdę tutaj gigantyczne łóżko i będę mogła iść spać?
- Sterczymy tu, czy idziemy cie ogarnąć? I nie nawet nie licz na sen. W stanie nieumytego prosiaka na 100% nie wypuszcze cie na urodziny, a tym bardziej nie położysz się na czystą pościel.
- Świnki są urocze i odgryzają ludziom palce. Też mam zamiar cię tak zabić. Zobaczymy jak się poczujesz gdy zabronią Ci spać- cmoknęłam ją w policzek i dałam się poprowadzić do gigantycznej łazienki. Moje ubrania były niedbale rozrzucone po łazience.
- Nat? Coś ty tu odwaliła?
- Ehhh.. Powiedzy, że nie chesz wiedzieć. Miałam małe spotkanie z Twoim stylem i niestety nie idzie nam łatwo ta współpraca.
- I tak mi potem powiesz- w międzyczasie ściągnęłam bluzkę i golf.
- Czy ty specjalnie wpierniczałaś tyle ciastek żebym cię teraz dowiązać w tej sukience nie mogła? - jęczała Natasza wiążąc mój gorset.
- Ja przynajmniej nie musiałam wymieniać rozmiaru. Tłusz daje ciepło i nie męczę się tak szybko.
- Ty to byś musiała na rozmiar większy, nie tak jak ja na mniejszy. Do tego kurtka to lepszy grzejnik.
- Oj, narzekasz. Nie jest tak źle. Wciągnę brzuch i przestanę oddychać. To banalne.
Byłyśmy gotowe na wielkie wyjście. Natasza miała miniówę i bluzkę na ramiączkach.
- Czemu ja musze wyglądać jak dama dworu?
- Bo ja wyglądam normalnie. Druhna zawsze wygląda gorzej niż panna młoda.
- Tyle, że ja nie biorę ślubu. Dobra idziemy. Brzuch mnie już boli.
- Z tym ślubem nie byłabym taka pewna... Tylko nie zacznij piszczeć jak tam wejdziesz.
Zerknęłam zdziwiona na Nat. Ona wiedziała o czymś, o czym ja nie miałam bladego pojęcia. Gdy zbliżałyśmy się do sali słyszałam muzykę z głośników. Zdziwiło mnie to, że piosenki puszczane w tle, brzmią tak realistycznie. Otwożyłyśmy drzwi. Zachwiałam się. Moje sece biło jak oszalałe. Czułam że zaraz się przewrócę. Kolana miałam jak z waty. Nie wiedziałam o czym myśleć
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO CATRINO !!!

środa, 15 stycznia 2014

Prolog

Ha! W końcu jest prolog:) Nie wiem czy nie ma błędów ale zobaczymy. Pisane na telefonie jak pewnie większość kolejnych rozdziałów :)
***

Catrina wyszła z szkoły. Musiała iść do domu, bo za 5min zaczynał się Live Chat z Andy'm, wokalistą jej ulubionego zespołu Black Veil Brides.
***
Bardzo chciałam go oglądać i zadać mu kilka pytań. Wbiegłam do domu i cmoknęłam mame w policzek. Włączając laptopa dałam jeść swojemu pupilkowi, dobermanowi o imieniu Dizerra. Usiadłam przy krześle i wklepałam hasło: bvbpolandarmy. Wyświetlił mi się ekran startowy. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Zrobiłam sobie tę tapetę rok temu i od tamtego czasu jeszcze mi się nie znudziła. Byli tam wszyscy członkowie zespołu. Ashley dłubiący w nosie, Jeremy śpiący w samochodzie, Jake robiący dziwne miny, CC zapatrzony w lizaka wielkości jego głowy i Andy leżący na scenie a na samym środku tapety gwiazda BVB. Położyłam się na łóżku i wtedy zaczął się LC. Myślałam że nie będzie tylu osób. Andy nie wiedział już na jakie pytania odpowiadać. Szybko nabazgrałam : Myślicie już o następnej płycie? Catrina
Chcwilę czekałam. Andy szukał wzrokiem pytań a nie czegoś typu Kocham cie Andy!!!!! W końcu zaczął odpowiadać:
-Ha! Znalazłem pytanie, na temat następnej płyty. Więc Catrino, w sumie ładne imie, dobra tego nie było Juliet jest w drugim pokoju. Planujemy na koniec stycznia. Nie powiem jaki tytuł, taka tajemnica zawodowa, wiecie.
***
Podczas całego czatu wokalista poprawiał włosy z milion razy. Potem tłumaczył się z tego przynajmniej 10 razy. Lubiłam jak to robił bo wtedy widać było, że to tak naprawdę on. Chat się skończył a ja strasznie zgłodniałam. Poszłam na szybko do kuchni, wzięłam jeszcze ciepławy obiad z patelni i chciałam iść do pokoju, gdy usłyszałam szczęk klucza w zamku. Odstawiłam szybko talerz i pobiegłam do taty. Krzyczał na kogoś przez telefon, więc zaczekałam aż skończy. Nie chciałam podsłuchiwać bo za miesiąc były moje urodziny a rodzice robili mi jakeś przyjęcie urodzinowe, czego dowiedziałam się od mojej przyjaciółki Nataszy. Tata organizował przyjęcie a mama załatwiała jedzenie. Boje się trochę, bo to moje 18 urodzinki a ja chcę żeby były wyjątkowe. Muszę zdać się na łaskę rodziców. Natasza bardzo mało mi mówiła, nakaz moich rodziców. Moje przemyślania przerwało rzucenie telefonem. Znaczy tata skończył rozmowę. Uśmiechnęłam się najszeżej jak mogłam i podbiegłam do taty.
- Jak tam w pracy? Znowu jakiś głupi klient? - zaczęłam paplać jak najęta aż mój tata się uśmiechnął.
- Mamy jakiś obiad? Umieram z głodu i nerwów- zaśmiał się.
Dałam mu porcje którą przygotowałam dla siebie. Usiadłam naprzeciwko i patrzyłam jak je. Potem do kuchni weszła mama. Atmosfera stała się zimna, oficjalna. Zrobiło się zimno. Wstałam i bez słowa przytuliłam tate i pocałowałam mamę. Uciekłam do swojego pokoju. Bałam się że moge go stracić. Czarne ściany pokryte plakatami, rysunkami, słowami piosenek. Czarne łóżko, a na nin jeszcze włączony laptop. Usiadłam na dywanie. Pamiętam.jak wybierałam go z mamą.
***
Miałam może 6 czy 7 lat, poszłyśmy do sklepu, mijałyśmy wiele kolorów dywanów. Na samym końcu alejki był ciemno fioletowy dywan. W niektórych miejscach orginalny kolor przechodził w ciemny granat , a kawałek dalej był to jaskrawy róż. Stanęłam koło tego dywanu i zakochałam się. Musiałam go mieć w pokoju. Teraz jedenaście lat później, dywan wyglądał prawie tak samo, ale znaczyły go stare ślady, tam jakaś wylana kawa, tak wytarł się bo za często po nim chodziłam. Spojrzałam na szafkę moja stara deskorolka leżała na niej, były tam podpisy ludzi z gimnazjum których nawet nie lubiłam. Teraz pamiętam tylko te miłe chwile. Chłopacy noszący mi plecak, dziewczyny pomagające mi w lekcjach. Nawet nie wiem ja ci ludzie się nazywali. Za kilka miesięcy w tym mieszkaniu mieli zamieszkać obcy ludzie, a my jechaliśmy do Los Angeles. Z jednej strony cieszyłam się, a z drugiej nie chciałam jechać, miałam tu przyjaciół, własny pokój, swoje miejsca. Wiedziałam, że w LA mieszkają moi idole, jest wiele sklepów i innych rzeczy.
***
Podczas tych rozmyślań zasnęłam. Tak minęły mi kolejne tygodnie. Rozmyślałam, planowałam jak.zapełnić gigantyczny pokój w nowym miejscu zamieszkania.
***
Jutro miały być moje osiemnaste urodziny. Wybrałam już sukienkę. Była czarna, na górze był pięknie zdobiony gorset, a na wysokości bioder zaczynała rozszerzać się, z przodu, kończyła się nad kolanami, a tył był tak długi że ciągnął się po ziemi. Miałam do tego bordowe rajstopy, i glany do połowy łydki. Włosy ułożę sobie jakoś jutro. Natasza będzie mi pomagać. Powiesiłam suknię na drzwiach, na krzesło rzuciłam rajstopy na krzesło. Położyłam się na łóżku. Dokładnie za tydzień wyjedziemy do LA, jutro są moje urodziny niespodzianka. Z nerwòw nie mogłam zasnąć. Spojrzałam na zegarek: 3.46. Jutro będe wyglądać jak zwykły trup. Napisałam do Nataszy:
Jak tam? Śpisz? Ja nie moge z nerwów.
Szybko go wysłałam. No odpowiedź nie musiałam nigdy czekać zbyt długo, chyba że moja przyjaciółka spała. Ekran zaświecił się.
Hahaha. Ja też nie moge spać. Wiesz, że widzimy się za 4h?
Zaśmiałam się. Ta to ma poczucie humoru.
Taaaaa.... Właśnie wiem. Na własnych urodzinach będe wyglądać jak trup.
Natasza jak zwykle pisze mi teraz wykład. Gdy dostałam sms-a nie myliłam się zbytnio.
O jejaaa.... Aż sie popłakałam.ze śmiechu. Pomyśl sobie o tych worach na kartofle pod oczami :D Ciekawe co powie twoja mama jak cie zobaczy:)
Pisałayśmy jescze dwie godziny, Natasza tak mnie uspokoiła że zasnęłam. Jutro mój wielki dzień.

Tak na sam początek...

Kiedyś próbowałam coś nabazgrać ale.... To że BVB zakochało się w dziewczynie już w 3. rozdziale.... Jak dla mnie to ma taką dawke cukruuu.... Nie lubię takich opowiadań. Postaram się żeby moje BVB było podobne do tego jakie widzimy w wywiadach... Nie czytałam jeszcze dobrego ff o BVB. Niestety takich złych że wszyscy lądują w łóżku w czwartym/piątym rozdziale jest bardzo dużo. Postaram sie napisać tego bloga ciekawie, i jakoś was zainteresować:)